20 sie 2013

POZNAŃ | Elegancja-Francja

źródło: www.zamek.poznan.pl
Nareszcie! Całe wakacje planowałam, czekałam, oszczędzałam, szukałam towarzystwa, a wszystko po to, żeby wybrać się do Poznania. Ciągnęła mnie tam, nie historia miasta, ale wystawa „Elegancja – Francja. Z historii mody XX wieku” pod kuratorstwem Piotra Szaradowskiego. Odbywała się w Zamku Cesarskim (później dowiedziałam się, że zbudowanym ledwie 100 lat temu, więc Wawelowi do pięt nie dorasta :P ) przerobionym na bardzo zmodernizowane muzeum. Z wystawy zrobiono rasowy "event",  bo towarzyszył jej cykl spotkań, wykładów i pokazów filmowych, na który początkowo miałam zamiar się załapać, ale niestety pech chciał, że dotarłam na nią... dzień przed zakończeniem (czyli 18. sierpnia)! Czy było warto pędzić do Poznania na wariata i spędzić pół dnia w pociągu? Tak!

9 sie 2013

Magdalena Wosińska

Dawno nie pisałam nic o fotografii. Ostatnim postem był chyba ten o Moni Haworth. Moim najnowszym odkryciem jest natomiast Magdalena Wosińska. Urodziła się w Polsce w 1983 roku, ale w wieku ośmiu lat przeniosła się do Stanów Zjednoczonych, ponieważ jej rodzice dostali tam lepszą pracę. Obecnie mieszka na stałe w Los Angeles i tworzy edytoriale oraz kampanie reklamowe (np. marek Lee i Converse), ale gra też w zespole i dokumentuje swoje życie codzienne.

Żeby wciągnąć się w prace jakiegoś fotografa muszę zostać przyciągnięta jakąś historią. I tak w przypadku Magdy bardzo urzekł mnie styl życia, jaki prezentuje na zdjęciach. Wszystkie są bardzo autentyczne, a ona sama mówi, że od najnowszych modeli aparatów woli stare Polaroidy. Oczywiście mówię tutaj o niekomercyjnych projektach, robionych najczęściej spontanicznie, bo wiadomo, że sesje na zamówienie rządzą się własnymi prawami. Świetnie udaje jej się chwytać momenty, często wyszukuje też bardzo charakterystycznych modeli. Lubi pokazywać zabawę ze znajomymi z różnych kręgów, sprawnie operuje nagością, czasem szokuje i skłania do refleksji. Większość zdjęć robi w Ameryce, chociaż jej prace to także migawki z całego świata i zdarzają się bardziej nostalgiczne ujęcia m.in. z jej podróży po Islandii. Co ciekawe, sama też często występuje na zdjęciach sprawiając, że historia jaką przez nie opowiada jest wiarygodna, a ona sama jest jej częścią.

zdjęcia: Magdalena Wosińska

Miałam ogromny dylemat, które zdjęcia umieścić na blogu, żeby uchwycić ich charakterystyczny styl, bo najchętniej wkleiłabym wszystkie! Postanowiłam jednak nie tworzyć najdłuższego w historii blogspota posta, a głodnych większej porcji prac Magdaleny zapraszam na jej oficjalną stronę. Na koniec mam jeszcze dla Was filmik - obejrzyjcie koniecznie! Autorka zdjęć wypadła świetnie i widać, że jest taka, jak jej prace: otwarta, bezpośrednia, z poczuciem humoru. Kilka wypowiedzi naprawdę mnie rozbawiło i zmusiło do dopisania jej kolejnych plusów na tej, i tak już długiej, liście.



5 sie 2013

Haute couture jesień 2013

Haute couture to najbardziej luksusowy sposób szycia na świecie. Termin sam w sobie oznacza po prostu "wysokie krawiectwo". Każdy element jest tworzony ręcznie i na miarę z bardzo drogich materiałów. Na takich pokazach projektant ma (wreszcie!) możliwość artystycznego wyżycia się, a jego wizja jest ograniczana jedynie przez wyobraźnię. Ale czy aby na pewno legendarne wysokie krawiectwo nie przestało już ekscytować? I czy czasy świetności couture nie dobiegają końca? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć tym wpisem. Przyjrzymy się także najnowszym kolekcjom i sami będziecie mogli ocenić, czy krytyczne głosy faktycznie pokrywają się z rzeczywistością. Zapraszam do krótkiej podróży po tym elitarnym światku przy moim boku!

I. Christian Dior, 1947
II. Hubert de Givenchy, 1963
III. Yves Saint Laurent, 1965
IV. Hubert de Givenchy, 1968

Od samego początku stolicą HC jest Paryż, w którym swoje sklepy oraz pracownie umiejscawiali najwybitniejsi projektanci XX i XXI wieku. Olivier Saillard - dyrektor paryskiego muzeum mody Galliera, w którym miała miejsce ostatnio wystawa 100 kreacji opisujących 150 lat historii haute couture nazwał to krawiectwo "dyscypliną francuską, można nawet powiedzieć ekskluzywnie paryską”. Każdy dom mody, który chce używać terminu "haute couture" w odniesieniu do własnych kolekcji musi przestrzegać ściśle określonych zasad m.in. dwa razy w przeciągu roku roku (lipiec i styczeń) zaprezentować ubrania na pokazie, przedstawić co najmniej 35 pozycji w sezonie, zatrudniać określoną liczbę pracowników, zużywać określoną liczbę materiałów, natomiast każdy nowy projektant, aby wejść do tego hermetycznego światka, musi posiadać rekomendację jednego z istniejących już domów. Te oraz wiele innych zasad spisano w roku 1945, a następnie zmodernizowano w latach 90.

Cztery kreacje, które wybrałam jako reprezentantów tej sztuki krawieckiej to jedne z najważniejszych projektów, jakie w ogóle powstały. Dzisiaj nazwiska Dior, Givenchy czy Saint Laurent nie są nikomu obce, ale to właśnie za sprawą świeżych, nieprzeciętnych i przełomowych pomysłów uplasowali się tak wysoko. Już od pół wieku bezapelacyjnie należą do czołówki światowych domów mody. Te ubrania zmieniały gusta masowe. Wtedy naprawdę można było mówić o rewolucjach, jakie zapoczątkowywał świat mody. Obecnie, kiedy wszystkie granice dobrego smaku zostały już przekroczone, trudno mówić o aż takimi szoku społecznym wywołanym przez pokaz haute couture albo jakikolwiek inny.

Tymczasem przejdę do opisu kolekcji na sezon jesień 2013. Wybrałam te, które uważam za najciekawsze lub najbardziej inspirujące i po prostu trafiające w moje gusta :)


Za nazwiskiem Valentino obecnie stoi duet Maria Grazia Chiuri i Pierpaolo Piccioli, którzy swój debiut w roli dyrektorów kreatywnych tej marki projektujących couture zaliczyli w roku 2009. Często widuję krytyczne opinie o ich kolekcjach: że nudne, mdłe, bezpieczne. A ja zawsze z ciekawością przyglądam się coraz to nowszym pokazom, bo choć może czasem faktycznie bywają zbyt oczywiste to zawsze są piękne i kobiece. Wspaniale wykończone suknie i płaszcze to miliony nici, tysiące koralików i setki godzin pracy. Już z daleka robią piorunujące wrażenie, które potęguje się po zwróceniu uwagi na detale i akcesoria (tym razem to np. wspaniałe kopertówki z masy perłowej i złota). Dopiero wtedy można dostrzec kunszt wysokiego krawiectwa.

Tym razem bardzo spodobały mi się płaszcze. Od przodu wyglądają dość zwyczajnie, ale pokazują swoje "prawdziwe oblicze", gdy modelka odwraca się plecami do publiczności, by powrócić za kulisy. Każdy z nich był wspaniale przyozdobiony i "udziwniony" - mnie przypadły do gustu wyszywane owady.


Valentino to jednak przede wszystkim suknie i sukienki. Jesienią koniecznie w odcieniach brązu, starego złota, szarości i czerni. Wybrałam kilka tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie lub przykuły uwagę poprzez zaskakujące detale. Nie widziałam jeszcze sukni wieczorowej z nosorożcem na piersiach, a do tego tak zgrabnie wplecionego w hafty!

Oprócz klasycznych fasonów w kolekcji znalazło się tez wiele motywów inspirowanych sztuką dalekiego wschodu. Miękkie płaszcze z pomponami, motyw smoka, suknie przypominające kimona. Notabene, jedną z nich miała sobie jedyna i niepowtarzalna Tilda Swinton zaledwie kilka dni temu na premierze jej najnowszego filmu w Korei Południowej.

Polecam także obejrzeć bardzo krótki filmik z przygotowań i otwarcia wystawy z okazji 50-lecia pracy Valentino Garavani, która była czynna dwa lata temu w Londynie. W migawkach można wypatrzeć wiele kultowych projektów, a także usłyszeć kilka słów od samego mistrza.

Ahh! Prawie zapomniałam! Rudowłosa modelka dwa zdjęcia niżej to Polka Magdalena Jasek - moje nowe odkrycie (nie wiem, jakim cudem dotąd mi umykała), jest twarzą kampanii reklamowej Valentino i do tego ma na sobie najpiękniejszą kreację z tej kolekcji! :)



Pokaz Armaniego to także klasyka i piękno oczywiste. Nie ma na nim teatralnych kreacji z bajkowymi dodatkami czy makijażami... i całe szczęście. Szczerze, nie przepadam za tego typu pokazami haute couture i zdecydowanie bardziej wolę właśnie takiego Armaniego, odrzucając przy tym chociażby Jean'a Paul'a Gaultier - według niektórych najlepszego twórcę współczesnych HC - którego wizja artystyczna zupełnie rozmija się z moim gustem.

Stworzenie kolekcji w kolorach nude (taki jest z resztą jej tytuł nadany przez projektanta) było ryzykowne, bo na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że od "nude" do "nudne" niedaleka droga. Muszę przyznać, że po szybkim zerknięciu okiem na recenzje i kilka pierwszych zdjęć uległam temu  myśleniu, ale teraz stwierdzam, że wspaniałe tkaniny, dodatki oraz spójność wszystkich sylwetek jednak się wybroniły. Poza tym Armani nie musi już eksperymentować i chyba nikt nie oczekuje od niego bycia drugą Vivienne Westwood. Ledwo trzy tygodnie temu skończył 79 lat (!), więc ja absolutnie zadowolę się już klasyką w jego wydaniu.

Delikatnie pofalowane i upięte włosy a'la Marlene Dietrich w połączeniu z lekko wydłużonymi sukienkami "kolumnami" ze szczyptą prześwitujących tkanin, cekinów i piór to mieszanka elegancji XX wieku w jej najlepszym okresie - od początku lat 20. do końca 50. Właśnie w takiej odsłonie wyobrażam sobie kultowe aktorki starego Hollywood przechadzające się po bulwarach z papierosem w ręku.




Valli to nowość na mojej liście ciekawych projektantów, których z chęcią regularnie śledzę, ale zdecydowanie należy mu się tu miejsce. Najnowszy pokaz couture - świetny! Znów jest kobieco (aż się nie poznaję w tym poście!), ale całość po prostu gra. Motyw przewodni: kwiaty. Świetnie wplecione zarówno w nadrukach, jak i wersji "3d" jako doszycia na rękawach czy spódnicach. Energetyczna muzyka i modelki przechadzające się obok antycznych rzeźb (także przyozdobionych kwiatami!) idealnie wpasowały się w klimat.

Tutaj znowu pojawia się orient i sukienki, które od razu skojarzyły mi się z wazami dynastii Ming. Poza tym koronki, baskinki (na które byłam uczulona, ale chyba się jednak przekonam) i przepiękne wyszywane ornamenty.



Pokaz pani Sergeenko był według mnie bardzo nierówny. Zdarzyło jej się kilka złotych strzałów (i nie miałam na myśli TEGO złotego strzału - o zgrozo! ta sukienka byłaby spełnieniem moich marzeń, gdybym zobaczyła ją dobre 10 lat temu, ale czasy księżniczek Disney'a już minęły). Niestety bardzo dużo zestawów było naprawdę nijakich, postarzających i sięgających do tego typu ortodoksyjnej klasyki, o jakiej nikt już nie chce pamięta.

Pokaz to przegląd najróżniejszych różności, mamy więc: pensjonarki, guwernantki, macochy, damy dworu okutane futrami przywiezionymi z Syberii, panią, która przyszła na kolację bożonarodzeniową, a także wyżej wspomniane księżniczki. Rozumiem, że tu chodzi o wprowadzanie słowiańskich (w szczególności rosyjskich) akcentów do Paryża, ale momentami powychodziło przaśnie i ciężko.Troszkę żartuję, bo rzeczywistość wcale nie wygląda tak tragicznie i kilkanaście strojów naprawdę wpadło mi w oko - to w końcu post o kolekcjach haute couture, które mi się podobają. Jednak musiałam wbić te kilka szpileczek chociażby za zrobienie z naszej fenomenalnej Jac CZEGOŚ pomiędzy puszystą bezą, Królewną Śnieżką a dziewczynką idącą do pierwszej komunii.

Duży plus za ciekawe wplatanie futra, kwiatowe hafty i aranżację wybiegu (modelki wchodziły w dymie przez drewniany portal nawiązujący do sztuki rosyjskiej).


Haute couture było kiedyś czymś wielkim i nikt nie odważył się sprzeciwić słowom, że te ubrania to tak naprawdę działa sztuki. Obecnie tygodni mody, projektantów i pokazów w ciągu roku jest tak dużo, że wysokie krawiectwo traci prestiż. W dobie kryzysu mało który dom stać jeszcze na szycie kreacji wartych setki tysięcy "w imię sztuki". Powiedzmy sobie szczerze, że większa część tej, i tak nielicznej, grupy podejmującej wyzwanie zrobienia kolekcji HC nie tworzy już też tak spektakularnych pokazów. Mówi się, że wysokie krawiectwo skończyło się w momencie odejścia domu mody Lacroix i coś w tym chyba jest.

Szacuje się, że dziś tylko 2000 kobiety na całym świecie kupuje kreacje haute couture, a 60% z nich to Amerykanki.  W okresie powojennym, gdy nastąpił "złoty wiek" mody aż 15 tysięcy kobiet nosiło couture. Osobistości, takie jak księżna Windsoru, Babe Paley i Gloria Guiness wykupywały jednorazowo całe kolekcje. No cóż, mnie pozostaje tylko im pozazdrościć, bo szaraczkom niestety muszą wystarczyć zdjęcia i filmiki na Youtubie dające jedynie posmak tego, co może zobaczyć na własne oczy (ba! kupić) garstka wybranych.

A co Wy sądzicie o obecnych kolekcjach haute couture? Są dla Was inspirujące, czy zupełnie się nimi nie interesujecie?